poniedziałek, 7 września 2015

12. Nie zaprosisz mnie do środka?

***Perspektywa Eleny***


- Co ty tu robisz? -zapytałam ściszonym głosem, mając nadzieję, że chłopak nie usłyszał jego drżenia. Bałam się i to bardzo. Nie wiedziałam w jakim celu brunet zjawił się u mnie.
- Jak to co? Przyszedłem odwiedzić moją dawną przyjaciółkę. - szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby.
- O ile dobrze pamiętam nigdy nie byliśmy przyjaciółmi i nimi nie będziemy. -syknęłam, zaciskając ręce w pięści. Miałam dość zaistniałej sytuacji, huh miałam dość wszystkiego. Cały czas coś się działo a ja marzyłam jedynie o świętym spokoju.
- Nie zaprosisz mnie do środka? -puścił moją uwagę mimo uszu, spoglądając zza moje ramie. Przewróciłam jedynie oczami na jego stwierdzenie bardziej zasłaniając wejście do mieszkania.
- Po co przyszedłeś? -mimo, że byłam wściekła, to i tak w większej części przemawiał przeze mnie strach, którego starałam się nie okazywać. Doskonale pamiętam do czego posunął się przy naszym ostatnim spotkaniu.
- Stęskniłem się za tobą. -wyszeptał, delikatnie ocierając swoimi ustami o moje. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, czując jego oddech na policzku. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, by go odepchnąć, ale wyczuwając mój ruch złapał mnie za nadgarstki, na tyle mocno by syknąć z bólu.
- Zostaw mnie. -powiedziałam gwałtownie mrugając, mając nadzieję, że moje zaszklone oczy nie uronią żadnej łzy. Próbowałam wyszarpnąć się z jego uścisku,  niestety nie miałam wystarczająco siły.
- Zamknij się. -warknął, popychając mnie przez drzwi. Zachwiałam się, po czym upadłam na podłogę, uderzając się w głowę. Przełknęłam głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że znalazłam się w koszmarnej sytuacji. Nie miałam żadnych szans na jakąkolwiek ucieczkę.
Chłopak ruszył powolnym krokiem w moją stronę. Gdy był już przy mnie chwycił za moje włosy, szarpiąc je za końcówki. Wykrzywiłam się z bólu, wstając na drżących nogach. Od razu przyparł mnie do ściany, kładąc rękę na mojej tali, która szybko znalazła wejście pod moją koszulkę. Zamknęłam oczy czując obrzydzenie do samej siebie . Znowu... znowu to się dzieje.
- Bardzo bym chciał się tobą zająć, ale to musi poczekać. -wymruczał do mojego ucha, delikatnie je przygryzając. Chciałam coś zrobić, powiedzieć, cokolwiek, ale nic nie potrafiłam zdziałać. Byłam sparaliżowana i on był doskonale tego świadomy. -Masz tydzień na to by zebrać pięćdziesiąt tysięcy funtów. -gwałtownie ścisnął moją kobiecość, przez co wydobył się ze mnie krzyk. Brunet zaśmiał się z mojej reakcji, po czym wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.
Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że zostawił mnie samą. Skuliłam się pod ścianą, pozwalając by łzy spłynęły mi po twarzy.  Nadal nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą miało miejsce. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że problemy nigdy nie pójdą w niepamięć. Pragnęłam spokoju, którego nie dane było mi zaznać.
Byłam przerażona faktem, że jestem bezbronna. W domu The Wanted zawsze czułam się bezpieczna. Niezależnie od chwili mogłam liczyć na Kelsey czy też chłopaków. To była moja rodzina, którą opuściłam. Chciałam ich uchronić przed moją przeszłością, ale niekoniecznie mi się to udawało.
Przetarłam załzawione oczy, po czym spojrzałam na zegarek- dochodziła dwudziesta druga. Podniosłam się z podłogi ruszając w kierunku wyjścia. Nie wytrzymałabym chwili dłużej w tym domu. Musiałam odciągnąć myśli od tego wszystkiego.
Mimo, że nie obrałam żadnego konkretnego kursu, moje bose nogi prowadziły mnie w bardzo dobrze mi znaną stronę....



***Perspektywa Nathana***


Siedziałem w pokoju Parkerów jeszcze przez chwile, po czym przeniosłem się do siebie. Musiałem sobie wszystko przemyśleć i mimo, że mogłem tam zostać to i tak nie potrafiłem naruszać ich prywatności. Wystarczająco zdążyłem się już większości narazić.
Jak się potem okazało byłem sam w domu- Tom zabrał Kelsey na randkę, Max wyjechał na cały weekend do dziadków, a Jay z Sivą poszli do Naree. A ja jak zwykle zostałem sam. Dlaczego nigdzie nie pojechałem? Sam nie wiem, chociaż mogłem zadzwonić po Ariane czy też pojechać odwiedzić rodzinę. Tak jakby czułem, że dzisiaj nie ma mnie dla nikogo.
Gdy po całej willi rozniósł się dźwięk oznaczający, że ktoś przyszedł, niechętnie wstałem z łóżka kierując się w stronę wejścia do domu. Szczerze mówiąc nie miałem ochoty na jakiekolwiek odwiedziny, ale jak już ktoś zjawił się u nas o tak późnej porze, to wypadało by to sprawdzić.
Można powiedzieć, że przeskoczyłem schody, by jak najszybciej dostać się na parter. Przekręciłem zamek i nie patrząc kto przyszedł, otworzyłem drzwi.
Zaniemówiłem widząc osobę stojącą przede mną. Była to Elena, moja Elena....

Zamarłem, dostrzegając w jakim stanie się tutaj pojawiła. Była ubrana jedynie w cieniutki, satynowy szlafrok, który ledwo co zasłaniał jej krótkie spodenki od pidżamy. Przeszły mnie ciarki spoglądając na jej bose nogi. Nie zastanawiając się długo wziąłem ją na ręce,  w stylu panny młodej. Ruszyłem z nią do jej starego pokoju. Delikatnie ułożyłem brunetkę na łóżku, przykrywając ją kocem, po czym sam usiadłem tuż obok. Byłem na tyle blisko dziewczyny by czuć jak cała dygocze. Nie zważając na konsekwencje usadziłem Elenę na swoich kolanach, obejmując ją w pasie. Przywarłem do jej ciała, zarzucając na nas przykryciem, mając nadzieję, że to szybko ją rozgrzeje.

- Dziękuję. -cichy szloch wydobył się z brunetki, która szczelnie przytulała się do mojej klatki piersiowej. Jej oddech zdążył się już uspokoić, co było dobrym znakiem. Jeżeli by się tak nie stało byłbym zmuszony zabrać osiemnastolatkę do szpitala, za którym nie przepadała.
- Nie masz za co. -wyszeptałem, mocniej ją do siebie przyciskając. W gruncie rzeczy cieszyłem się , że trzymam Elenę w ramionach... że mam ją przy sobie. Była dla mnie wszystkim i każdy nawet najdrobniejszy gest sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.
- Nathan, ja przepraszam. -mimo, że było późno, pokój rozświetlał blask księżyca wpadający przez okno. Bez problemu mogłem dostrzec zaszklone oczy dziewczyny, które wpatrywały się w moje. Nie chciałem by tak było, bolał mnie ten widok.
- Elena, proszę cie. Nie masz mi za co dziękować czy też przepraszać. -złapałem jej drobną twarz w swoje dłonie, sprawiając by nie odwracała ode mnie wzroku, co niestety próbowała. Zależało mi na niej i to jak cholera. - Jestem tylko dla ciebie. Zawsze byłem. -wyszeptałem opierając czoło o jej. Wiedziałem, że wcześniej zraniłem brunetkę, ale nie potrafiłem oprzeć się jej. Była jak mój osobisty magnes...
- Boje się. -po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Chciałem je zetrzeć, ale brunetka szybko schowała głowę w zagłębieniu mojej szyi, mocząc przy tym moją koszulkę, co w cale mi nie przeszkadzało.
- Powiesz mi co się stało? -zapytałem, delikatnie głaszcząc jej włosy. Miałem nadzieję, że to choć trochę ją uspokoi, cóż nie myliłem się.
- Był u mnie. -jej głos zadrżał pod wpływem wcześniejszych wydarzeń. Gwałtownie ode mnie odskoczyła, ciągle powtarzając pod nosem bym ją zostawił. Nie wiedząc co mam robić podszedłem do niej, chcąc ją złapać, ale ta zaczęła się wyrywać. Chwyciłem ją w pasie z całej siły przyciskając do torsu. Trzymałem dziewczynę tak długo aż się nie uspokoiła. Ponownie zaprowadziłem ją na łóżko nie puszczając jej ani na chwile.
- Jestem tu. -szepnąłem jej do ucha delikatnie je całując. Odkąd pamiętam to zawsze na nią działało gdy miała podobne ataki.
Trwaliśmy w tej pozycji dosyć długo, aż w pewnym momencie usłyszałem miarowy oddech Eleny co świadczyło, że zasnęła. Nie mając siły na nic chwile później sam odpłynąłem....



___________________________


Rozdział trochę krótszy, ale to tylko dlatego, że jestem chora i nie mam siły dosłownie na nic :/
Więc wybaczcie miśki :*
Do nn :*

1 komentarz:

  1. Krótszy ale Boski. Życzę zdrowia i weny do nn :)

    OdpowiedzUsuń